„Unoszący się duch jako płaskorzeźba pamięci” (że jesteś…2011) – Zbigniew Kresowaty

marzec 12, 2011

UNOSZĄCY SIĘ  DUCH  JAKO PŁASKORZEŹBA  PAMIĘCI
(POSŁOWIE)

 Wiersze Romany Więczaszek pomieszczone w tomiku poetyckim pt. „ŻE  JESTEŚ…” są żywymi zwrotami ku rytom pamięci. Są spisanymi chwilami z własnego życia, stojącymi blisko „stanów ludzkich”, budowane antropologicznie, wydobyte „znad rzeki dzieciństwa”. Poetka czyni te wędrówki w czasie niezwykłej pamięci, i nie bez kozery, pragnie uzmysłowić nam sens wszelkich kierunkowskazów jako mocną  wiarę w siebie. To bardzo otwarte stany jaźni, odebrane osobowo, wciąż obecnymi, niepokojami stricte wewnętrznymi…

Poetka zamieszkuje w mieście Brzeg na Dolnym Śląsku. I jak na ironię napisała, między innymi, wiersz „NA BRZEGU”, spoglądając za siebie mówi: „ Powitała mnie rzeka/ wspomnieniami/ tak mocnymi jak kamienie-/ …/ kryjówki dobra i zła/ podały mi rękę/ jestem wdzięczna bo uczyły jak kochać/ Przywitał smakowity szczaw/ z kluskami/… Scalenie i zebranie tamtych chwil, w tym smaków i zapachów, to nieodparte zmysły dla każdej twórczości artystycznej,  nie tylko poetyckiej.

Czytając wiersze w tym zbiorze, to jakby odnajdywać i zbierać korale, które rozproszyły się wokół tamtej dziewczyny, rozprysły się po zakamarkach podwórka, własnego domu, w Głuszycy. Dzieciństwo to budowa wrażliwości, to pewna niewiedza, niewinność w postrzeganiu istoty świata, który zaskakuje, to ogromna ciekawość… Mówi poetka: „gdy codzienność z nas wyrosła/ tu dym zaskakujący/…/  – Otóż wiersze Więczaszek to dobywanie z bieli i kurzu, chwil, które obecnie mają zadanie wypełnić puste miejsca dzisiejszej obecności… wydotykanych oczami chwil, wyszeptanych wzorów, z płaskorzeźby życia, to „traktat wiary”, nad którym unosi się Jeden Duch. Autorka we wspomnianym pierwotnie wierszu pt. „NA BRZEGU”, w dalszej konsekwencji, prowadząc podmiot, zapytuje siebie – ciebie, który jesteś: „Powiedz dlaczego dziś nikt ich nie zbiera” – tu chodzi o łzy, które pojawiają się przy każdym mocnym uczuciu bólu, a także radości… A jednocześnie, w takim prawie szepcie, napomyka o braku czułości, a może o utracie romantyzmu? – w świecie okrutności, jako odniesieniu do atrybutów pełno – wartościowego odruchu życia.

–  Życie to czas i pora zbierania – pora tracenia, w którym czeka pora szczęścia, bywa porą kochania, ale i stanem nienawiści… Są zawsze pory przeciwstawne sobie „na równowagę” („Równowaga (tyle dobra, ile trzeba zła”), którą ciężko osiągnąć, gdy pozostajemy na wskroś zabiegani.

Są w tomiku wiersze zawarte w formie epitafiów, wypisanych na bardzo ważnych miejscach, nie tylko na kamieniach, ławkach, czy brzozach, ale umieszczone na trwale pod naszymi „po – powiekami”.

– Uzmysławiając sobie zmetaforyzowane formy, których nośnikami są humanistyczne wartości, myślę sobie, że ich „stan rzeczy” przypomina wiersze Marianny Bocian, gdzie wybitna poetka zawsze odwoływała się do sfery sumienia, które przede wszystkim powinno kreować dzieło, a staje się ono zawsze prawdziwe, gdy nie urąga Duchowi Świętemu, a zatem i człowiekowi. O tym także pisał wyklęty początkowy ongiś William Blake, on też w takim duchu tworzył, a nawet malował, robił ryciny… Otóż od starożytności, gdzie kwitła przede wszystkim filozofia w wszelkich dziełach, udowadniano, że wszechduchowość to wartość stała, a przede wszystkim kreatywna dla prawdziwej twórczości.

Trzeba oznajmić po lekturze wierszy, że poezja Romany Więczaszek, to także dygresje do honoru ludzkiego i opowieści o godności, bez postmodernistycznych udziwień. To także cykle o odbudowywaniu korzeni, jako naczyń połączonych do życia, które daje i zabiera różne wartości.

Tomik ten to cenna liryka, czasem idąca w prozę, odbudowująca na nowo nasze pojmowanie bytu. Niektóre w/w stany obecności w ciągłej pamięci, są w tym zbiorze wewnętrznie, i odważnie wykrzyczane, jako czuwanie bolesne, innym razem afirmują pokorę i zwykła potrzebę serca. Trafiamy tu także na źródłosłowie, przechodzące w zaśpiewy senne. Zatem, poezja ta posiada także zmysł ciągłego dziwienia się, to dobrze jak artysta się jeszcze dziwi, znaczy spogląda zawsze świeżo przed siebie, jednocześnie daje poczucie dawania. Przejdźmy do wiersza pt. „Sens” – „Wokół pnia/ owinął się pies na smyczy/ chapnąłby wróbla/ który nie ćwierka/ szumią moje brzozy/ mówią o bieli/ która będzie ostatnia/ Oj, źle się dzieje jesienią/ szumią człowiekowi/ okno otwierają/ bez słońca/ Szumią/ między wierszami/ – Czasem tak źle/ żeby było lepiej/ dla słowa.

„ŻE  JESTEŚ…” to zbiór wierszy w większości o podmiotach lirycznych, które pokazują stany otwarte, czekające na połączenia, lewitujące łagodnie w bogatych szczegółach, przechodzące na tło prozaicznego bytu… To także szukanie się w lustrze, w jego blikach, szukanie w gąszczu spraw.

– Natomiast w wierszu pt.„MUR” poetka zestawia ze sobą dwie strony linii – To żywo wypełniona wszechobecność, wyrastająca jakby z siebie, z zakątków wiary (?). Pisząca zatrzymuje chwilę i snuje z miejsca obecnego, taki oto tok zmysłowy:
„po drugiej stronie też jest Życie/ Po mojej stronie pachnie dziką różą/ z Głuszycy/ kiedyś zrywałam różowe pąki/ radości / tajemniczy i słodki Jaśmin/ łamałam na opak czasowi/ Tu ścieżka żyje kosmicznie/ i nic nie robi sobie z tego/ że chwasty pod Aniołami/ prowadzą na łąkę/ ciszy/…/ – To super metafizyczne określenie, prawie surrealistyczne dające znak do walki o mądrość.

– To ciąg, przechodzący z wewnętrznej obecności do sfery i demonstracji jako kreacji zewnętrznej…kontemplacja i refleksja na wskroś całej siebie. Wiersz „Mur” jest dobrym argumentem na takie połączenie. Wystarczy spojrzeć i przyłożyć ucho, żeby ukoić tajemnicę. Słowa jak cegły żyją, nawet w przestrzeni, snują się także fizycznie po tych „silnych  kamieniach” …nagrobnych. Dramaturg i poeta Tadeusz Różewicz, w swoim bardzo refleksyjnym i prozaicznym wierszu, pomieszczonym w „Płaskorzeźbie”, uzmysławia nam o przywołaniu tajemnicy także, nasłuchując zza cienkiej bariery, jednocześnie z każdej innej wszechobecnej granicy: „.. za murem słychać krzyk, płacz, jęki i śpiew…” –  Przecież to odgłosy bytów… bólu, bytów irracjonalnych i ziemskich, różnie pojmowanych i odbytych spraw – poetka daje nam wyjście na scenę z łąkami…Różewicz oznajmia o czyścu.

W zbiorze wierszy „ŻE JESTEŚ…” odkrywamy odgłosy, ale i jestestwo! – które tak naprawdę jest obecne w innej osobowości, w wiedzy poetki, i doświadczeniu… Natomiast medium jej kontempluje na własnym słuchu, budzi nas tajemnicami, ale zawsze niesie się w duchowych wdziękach, dlatego poetka niesie gałązkę oliwną do ludzi, daje przyjaźń i ufność, budzi intuicję spotykanych wciąż ludzi, czytelników…

Pragnę jeszcze zwrócić uwagę na cykl wartościowych tekstów prozatorskich w II części tego tomiku. Zachodzi tu takie zawarcie układu ze sprawami całego tygodnia, to cykl o konieczności, wciąż obecnej w naszym bycie – miejscu… Jest to: „Moich siedem dni tygodnia” – Są to głównie dygresje do szczegółu, który zawsze jest fragmentem Większej Całości. A są to utwory o tytułach: „ Pierwsza zupa”, „Kakao”, „Owoce”, „ Cytryna”, „Łyżeczka”, „Żółte tace do Mamy”, „Chleb”. Teksty te dają poczucie bezpieczeństwa, spinają zawartość tomiku w jedną całość. Są uzupełniaczami wszelkich pęknięć w pięknej płaskorzeźbie oddanej do renowacji. Podświadomie mówi poetka: wierzę w cud życia szeroko pojętego od poezji po prozę.

 

Zbigniew Kresowaty