Romuald Mieczkowski: NASZ PRZYJACIEL W WILNIE. JANUSZ IRENEUSZ WÓJCIK (1961-2020)
listopad 10, 2020Romuald Mieczkowski – rocznik 1950, urodzony w Wilnie, litewski poeta, dziennikarz, publicysta narodowości polskiej, działacz społeczności polskiej na Litwie, współzałożyciel
i redaktor naczelny kwartalnika literackiego „Znad Wilii”. Corocznie gość Najazdów Poetów
na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu organizowanych przez śp. JANUSZA WÓJCIKA.
ZAPRASZAMY DO WSPOMNIEŃ napisanych przez ROMUALDA MIECZKOWSKIEGO – przyjaciela Janusza. Dziękujemy pięknie za udostępnienie artykułu. Pismo „Znad Willi” jest dostępne w internecie.
…………………………………………………………………………………………………………..
„ZNAD WILII” NR 3/83, 2020
NASZ PRZYJACIEL W WILNIE. JANUSZ IRENEUSZ WÓJCIK (1961-2020)
Romuald Mieczkowski
To była przyjaźń, która przetrwała ponad ćwierć wieku. Nie pamiętam, w jakich okolicznościach i na jakich poetyckich ścieżkach poznaliśmy się, natomiast dobrze pamiętam, że w 1995 roku gościliśmy Go w Wilnie na II Międzynarodowych Spotkaniach Poetyckich (późniejszy Festiwal Poezji) „Maj nad Wilią”. Były to czasy po odzyskaniu niepodległości, pełne entuzjazmu i optymizmu. Janusz był kawalerem, więc koledzy żartowali, że może wypatrzy sobie żonę na Wileńszczyźnie… Z powodu nowych butów miał wtedy mocno obtartą nogę, ale przewodził w naszych wyprawach, chciał jak najwięcej zobaczyć, jak najwięcej poznać ludzi, nawiązać kontaktów.
Potem pojechałem do Brzegu na wymyślony przez Niego „Najazd Poetów na Zamek Piastów Śląskich”. W ten sposób nawiązała się stała i wieloletnia współpraca pomiędzy polskimi środowiskami twórczymi na Litwie i na Śląsku Opolskim. Mimo że polscy poeci z Wilna przeżywali wtedy swoisty boom i po zniesieniu „żelaznej kurtyny” byli często zapraszani, by zaświadczyć, niekiedy na zasadzie ciekawostki, że i na Wschodzie bywa poezja polska, to chyba u Janusza poczuliśmy się tak naprawdę cząstkami jednej i równoprawnej wspólnoty. Atmosfera życzliwości, a jednocześnie wielkiego szacunku do poezji i sztuki zjednała Mu wielu przyjaciół.
„Najazd” zapadł w mojej pamięci także jako przedsięwzięcie bardzo sprawnie, wręcz precyzyjnie zorganizowane, z bogatym programem artystycznym, jako atrakcyjne krajoznawczo – niejako wzorcowe w moich oczekiwaniach i kryteriach, jakimi się kierowałem. Janusz wtedy był dziennikarzem radiowym, nagrał ze mną długą rozmowę, był ciekaw losów Polaków na Wschodzie, ciekaw naszego życia i ta ciekawość towarzyszyła Mu zawsze.
Potem spotykaliśmy się często. Na kolejnych „Majach nad Wilią” był naszym oczekiwanym gościem. Poznawał nasze środowisko, a ja poznałem poetów i artystów z Jego regionu. Prywatna znajomość i przyjaźń szybko poszerzyła się o robocze i konkretne kontakty w szerszym zakresie. Na jesienny festiwal na Śląsk wyruszali polscy poeci z Wilna, starsi i ostatnimi laty młodzi – Alicja Rybałko, Wojciech Piotrowicz, Józef Szostakowski, Henryk Mażul, niżej podpisany, jak też Wiktor Tomaszun-Tamošiūnas, jego syn Tomas Tamošiūnas, Daniel Krajczyński, poeci litewscy – Birutė Mar (Marcinkeviciūtė), Antanas J. Jonynas, poetka białoruska Tacjana Sapacz, poeta piszący po rosyjsku – Witalij Asowski, muzycy – pieśniarki Maria Krupowies i Luba Nazarenko, gitarzysta klasyczny Algimantas Pauliukevičius, artyści malarze, prezentowane były nawet tajniki kuchni wileńskiej, gdy poetom z Wilna towarzyszyła w Brzegu mistrzyni gastronomii Genowefa Wołkanowska. Przy okazji festiwalu w Brzegu bywałem współorganizatorem wystaw malarstwa z Litwy, m.in. fotografii Powroty Czesława Miłosza na Litwę czy malarstwa Mirosława Bryżysa. Część z nich odbywała się w niezwykłej scenerii renesansowych wnętrz Zamku Piastów Śląskich w Brzegu, dzięki gościnności uczynnego i serdecznego gospodarza tej placówki, dyrektora Pawła Kozerskiego. Ileż odbyło się tu spotkań! Nie da się zapomnieć wzruszenia podczas tradycyjnego Misterium Chleba, gdy łamaliśmy się chlebem niczym opłatkiem, delektując się smakiem wspaniałych wypieków miejscowych mistrzów, podczas spotkań też z naszymi rodakami, którzy trafili tutaj w ramach tzw. repatriacji.
Ta współpraca przetrwała lata, ciągle się rozwijała, stała się przykładem owocnego partnerstwa, jakie udało się wspólnie wytworzyć, o jakie zabiegaliśmy jako wilnianie, zwykle bez wzajemnego skutku gdzie indziej. Janusz z kolei pokochał Wilno i naszą ziemię, z utęsknieniem czekał na kolejne przyjazdy, które inspirowały Go twórczo, zaspokajały Jego pasję historią Rzeczpospolitej Wielu Narodów z fenomenem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Z zapałem, a miał szczególny talent opowieści, potrafił dzielić się swą wiedzą z innymi – był wytrawnym mówcą, doceniającym walory i barwy ojczystej mowy.
Potrafił uszanować Innego, stąd szczególną serdecznością darzył nie tylko twórców z Wilna i Litwy, Polaków z Zaolzia i Czechów, Serbołużyczan, był inicjatorem partnerskich kontaktów z Węgrami, rok temu samorząd miasta Székesfehérvár przyznał Mu swój tytuł Honorowego Obywatela. Stale podejmował na swoim festiwalu poetki ukraińskie z Iwano-Frankiwska czyli dawnego Stanisławowa, z Białorusi i Rosji. Część poznanych u Niego poetów zapraszałem potem do Wilna i vice versa, poznani przez Niego na „Majach nad Wilią” poeci gościli na Najazdach Poetów. To ja, jako starszy od Niego, byłem ostrożniejszy w ich snuciu, pamiętny własnego kryzysu w końcu maja 2017 roku, kiedy w przeddzień otwarcia festiwalu nagle zapadłem na zdrowiu i znalazłem się w szpitalu. Niedługo przedtem z bliskimi mi osobami omówiłem przygotowany i na całe szczęście dopięty program „Maja nad Wilii”. W wąskim gronie osób był Janusz Wójcik, zasępiony moim stanem i pomocny podczas mojej nieobecności.
O chorobie swojej dowiedział się późno, na początku tego roku, kiedy badano przyczyny Jego niemijającego przeziębienia – na wiosną okazało się, że mimo wysiłku specjalistów w zakresie onkologii, choroba jest już mocno zaawansowana. Pozostawała nadzieja. Wielokrotnie i długo rozmawialiśmy ze sobą telefonicznie, interesowały Go nasze sprawy, sytuacja w Wilnie. Czułem, że jest zmęczony, ale był żądny rozmów. Wypytywał mnie o Wilno, coraz bliższe stawało się Mu Miłosierdzie. Pytał, jak można dojść z domu na Antokolu, w którym przebywała siostra Faustyna, w okolice Rossy (na ul. Rossa 6, dziś – Rasų 4a), gdzie w 1934 roku w małym mieszkaniu i pracowni malarza Eugeniusza Kazimirowskiego, obok mieszkania ks. Michała Sopoćki, według jej wskazówek powstawał pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego „Jezu, ufam Tobie”. I opowiadałem Januszowi, możliwie z jak największymi szczegółami, bo tak właśnie chciał, jak mogła pokonywać tę trasę siostra Faustyna, obok czego mogła przechodzić, a Janusz podpowiadał mi, co mogła po drodze widzieć. Bardzo wzruszyła mnie ta rozmowa ta mnie taka rozmowa.
Kiedy zadzwoniłem do matki Janusza pod koniec sierpnia, w tym dniu pozostawał bez świadomości i w nocy odszedł. Pani Helena Wójcik mówiła, jak wielką miłością darzył Miłosierdzie Boże, jak była czysta i żarliwa Jego wiara. Miłosierdziu poświęcił swoje ostatnie wiersze. W tym dniu akurat był ks. Czesław Nowak, od lat mój znajomy. Nazajutrz rano przekazał mi telefonicznie smutną wiadomość o Odejściu Janusza. Wielu z nas uświadomiło sobie raptem, że bardzo nam Go zabraknie, że wraz z Nim może odejść w niebyt istnienie społeczności poetów i artystów, którą współtworzył u siebie i razem z nami. Na terenie Gminy Brzeg ogłoszono żałobę, żegnano Go z wielkim żalem. Jak napisał prof. Stanisław Sławomir Nicieja, autor kolejnego i XV już tomu w serii Kresowa Atlandyta, poświęconego Wilnu, i którym bardzo interesował się Janusz – przez takie odejścia jak Jego Opole [również] pustoszeje.
Oby dokonania Janusza I. Wójcika znalazły ciąg dalszy. Byłoby to wspaniałe ucieleśnienie pamięci o tym pogodnym i oddanym kulturze Człowieku. Również w Wilnie, gdzie był duchowo zadomowiony dzięki poezji i historii.
Romuald Mieczkowski – Wilno