MARIAN KOSIŃSKI Z MUZYKUJĄCĄ RODZINĄ- spotkanie w Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu
styczeń 18, 2009„Ubogo było
pod strzechą
o świcie
Mama
budziła nas wciąż
na „lekcje życia”
– Kim jest autor, który „miał ubogo pod strzechą” i którego ojciec był niewidomy? Naszym gościem jest Marian Kosiński z Lewina Brzeskiego- duchowny, poeta, muzyk, animator kultury- zaczęła spotkanie pt. „W cichość wielkom, świątecznom…” Romana Więczaszek. Dzięki uprzejmości dyrektora Zamku Piastów Śląskich Pawła Kozerskiego odbyło się ono w nastrojowej Małej Sali Książęcej w pewien wieczór styczniowy. Organizatorem był Klub Literacki Brzeg, działający przy Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Renesansowy człowiek
Marian Kosiński urodził się na Podkarpaciu, jest absolwentem studiów filozoficzno- teologicznych w Tarnowie i Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Jako kapłan prowadził działalność duszpasterską, uczył religii. Ale to osobowość złożona, posiadająca wiele talentów. Jest twórcą zespołów muzycznych i chórów, w tym „Miniaturek”. Jako kierownik Domu Kultury w Lewinie Brzeskim organizował grupy teatralne, konkursy poetyckie i recytatorskie. Znany jako twórca Ogólnopolskich Spotkań Poetów i Artystów, Prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich o/ Lewin B., członek Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego. Komponuje, pisze wiersze, lubi być blisko natury, której zadziwiające obrazy zatrzymuje w kadrach, spacerując z kamerą. Nagrano z nim wiele audycji radiowych, bo jest świetnym gawędziarzem, ma ciekawe wspomnienia, które żywiołowo opowiada, na nowo przeżywając. Zadziwiające są jego prezentacje z pamięci, czasami bardzo długie, począwszy od klasyki („Pan Tadeusz”), a skończywszy na utworach mówionych gwarą podhalańską. Sam humorystycznie przyznaje, że zadebiutował późno, gdy minęła „siedemdziesiątka”, ale dodaje ku uciesze innych artystów, że na debiut nigdy nie jest za późno. Przedstawił swoją nowowydaną książkę pt. „Ave Maria”, wcześniejszy tom ma tytuł „Chrystus Sosnowy” (2003). W słowie wstępnym dr Maciej Zarębski napisał: „(…) to zbiór refleksji i duchowych przemyśleń, obejmujący okres całego jego dorosłego życia, wyrażony specyficznym językiem poetyckim. (…) Są w tomie obok psalmów i fraszki, i tzw. złote myśli- swoiste przesłanie twórcy”. Kosiński pozwolił sobie na uwagę, jak trudne jest obecnie wydanie książki. Koszt jest wysoki i niestety, nie znalazł pomocy finansowej w urzędach zajmujących się kulturą. – A bardzo chciałem ją wydać, bo to może druga i ostatnia – dodał refleksyjnie.
40 lat temu. Tyle lat minęło od występu w zamku zespołu „Miniaturki” założonego przez Kosińskiego. Autorowi we wspomnieniach towarzyszyła pełna sala miłośników słowa i muzyki. Wśród nich żona Maria, znająca chyba najlepiej historyjki rodzinne, gdyż reagowała emocjonalnie czasami wcześniej niż widzowie. Nikt z widzów się nie spodziewał, że będzie uczestnikiem tak różnorodnego wieczoru: wspólne kolędowanie, krótki program artystyczny w wykonaniu członków klubu, recytacje wierszy, a na końcu rytmy karnawałowe, aż chciało się tańczyć w balowej sukni w najładniejszej sali zamku! Poecie w śpiewaniu i graniu na różnych instrumentach (harmonia, flet, okaryna) towarzyszyły córki: Dorota Łaskarzewska i Elżbieta Kosińska oraz znajomi muzycy – Joanna Małek z mężem Antonim Markiem. Joanna czuwała również nad przebiegiem spotkania, poza tym śpiewała i mówiła wiersze. Bez wspólnych prób, spotkały się na scenie trzy grupy artystów, które udowodniły, że muzyka nie zna granic. Wśród nich świetnie się znaleźli umuzykalnieni młodzi ludzie z klubu: Ola Cieślak, Ania Mrozowska i Marek Kudra (debiut w klubie, gra na pianinie, gitarze, dyrygent szkolnego chóru). Atmosferę tworzyli wszyscy obecni, gdyż włączali się w śpiew i recytację wierszy. Tym bardziej, że ułatwieniem były kolorowe foldery z utworami Autora, które każdy otrzymał. Prowadzącej wieczór nie odmówił miłego współdziałania w recytacji wiceburmistrz Stanisław Kowalczyk, także Dorota Herman instruktor teatralny BCK i należące do klubu: Lucyna Ścisłowicz, Franciszka Szymanowska. Do występów zachęcał pan Marian, jak zawsze chętniej prezentujący innych poetów niż siebie! Dzięki temu usłyszeliśmy samodzielnie skomponowaną kolędę Józefa Chimiaka (prezesa Emeryckiego Klubu Literackiego) w wykonaniu Stanisława Przybyły oraz wiersz Zdzisława Hermana (Klub Lit. Brzeg). Autor prowadził wspaniały dialog z widownią, zwracał się z podziękowaniami do przyjaciół, m.in. do poetki Lucyny Mystek.
Z różnych stron
. Gdzie to nie bywał Kosiński? Chyba we wszystkich polskich krainach. Poznał wielu twórców. Na spotkanie przybył Henryk Musa z Kaszub, posługiwał się językiem kaszubskimi był atrakcją dla ludzi z nizin, bo wystąpił w stroju regionalnym. Podziękował kwiatami za przyjęcie do klubu brzeskiego i złożył noworoczne życzenia. W czasie trwania wieczoru, przetłumaczył wiersz Kosińskiego i zaprezentował po kaszubsku. Niespodzianką była też obecność Eugeniusza Elerowskiego „górala z Sieradza”, który najpierw zaśpiewał i zagrał kolędę swojego ojca, na końcu rozśmieszył widzów życzeniami po góralsku, kłaniając się sto razy kapeluszem i machając energicznie ciupagą- jak to górale mają w zwyczaju.
Dali mi „kawałek chleba”. Po 40 latach działania na Opolszczyźnie jest co wspominać, zwłaszcza dobrych znajomych. Tadeusz Bednarczuk, będący na spotkaniu z żoną Łucją, pomógł Kosińskiemu w trudnych chwilach życia: – Dziękuję panu, bo publicznie nie miałem okazji – rzekł bohater spotkania. Bednarczuk jest współautorem nowej książki „Brzeżanie”, wspominał, jak będąc dyrektorem Zespołu Szkół Rolniczych w Żłobiźnie, przyjął pana Mariana na etat nauczyciela muzyki. – To jest człowiek, dzięki któremu „chce się chcieć”, ma naturę człowieka renesansowego. Wszędzie go pełno! Jest tak młody duchem, że pozazdrościć – stwierdził. Inspektor Jan Mrózek dał możliwość zarobienia „na chleb”, gdyż przed laty zawarł umowę z Kosińskim na nauczanie religii. Główny redaktor Gazety Brzeskiej Bogdan Kościński zauważył po występach „Miniaturek” niezwykłość Autora, napisał artykuł. Otrzymał na spotkaniu wyrazy wdzięczności za życzliwość w rozpowszechnianiu kultury. Członkom klubu i innym gościom Kosiński dedykował ładne melodie, i zawsze z przydomkiem: „Kochany (Drogi) Zdzisławie, Bogdanie ….”
– Zaufajmy polskiej kulturze, budujmy ją na nowo. Nie wstydźmy się polskiej kultury, nie pozwólmy, aby inne „namiastki’ ją zdominowały. To będę mówił wszędzie i głośno dopóki żyję – stwierdził na końcu M. Kosiński. Przy karnawałowych melodiach autor wpisywał dedykacje, ludzie opowiadali wrażenia, a Antoni Marek obdarzony pewnym męskim głosem dał taki koncert, aż duchy zamku brzeskiego pobudziły się za wcześnie…
Romana Więczaszek