O autorze „Dzikiej wdzięczności” (Edward Hirsch)
sierpień 3, 2013Modlitwy niewierzącego
***
Boże, w którego nie potrafię uwierzyć,
przejdę się teraz po Starym Mieście,
a potem położę się z moją dziewczyną
na tym brudnym świecie,
który jest Pieśnią nad Pieśniami
i Księgą Lamentów jednocześnie
***
Chodź ze mną na Stare Miasto o zmierzchu.
Chciałbym popatrzeć na kobiety szorujące schody,
poczuć zapach mydlin bijących od kamieni.
Chodźmy się przejść Sienną i Śliską,
żeby uczcić pamięć doktora, który mamrotał
na strychu modlitwy niewierzącego,
kiedy na stole, w sierocińcu spały dzieci.
Popatrz, jak jakaś kobieta otwiera na oścież okna
i strzepuje dywany
w niekończącej się nigdy wojnie z kurzem.
***
Żaden ślad nie pozostał z 5 sierpnia 1942 roku – wszystko zostało zdezynfekowane –
200 dzieci grzecznie szło czwórkami
niosąc zieloną flagę
z czterolistną koniczynką
przez oniemiałe ulice Warszawy
aż na Umschlagplatz, blisko dworca
z wychlorowanymi, towarowymi wagonami.
/przeł. M. Wodecka, żródło Gazeta Wyborcza, czerwiec 3013/
Wypowiedzi autora tych wierszy o Polsce, polskich poetach i poezji w ogóle są fascynujące. Każdy, kto przeczyta z nim wywiad w lipcowej Gazecie Wyborczej, może być dumny, że jest Polakiem. Namawiam do poznania twórczości Edwarda Hirscha, amerykańskiego poety i krytyka literackiego, mocno związanego z Polską. W 2003 r. ukazał się u nas tomik „Dzika wdzięczność” (Wyd. Znak).
Ale po nitce do kłębka…Najpierw natknęłam się na rozmowę z Adamem Zagajewskim opublikowaną w Gazecie Wyborczej. Miałam przyjemność poznać poetę – erudytę, jak o nim mówią, na spotkaniu w Brzegu zorganizowanym przez Stowarzyszenie Żywych Poetów w r. 2005. Ciepło wspominał E. Hirscha. W czerwcu bieżącego roku obaj poeci byli na Krakowskich Spotkaniach Poetów, znają się od wielu lat.
Teraz czytam wypowiedzi E. Hirscha (rozmowę prowadzi Milena Rachid Chehab), który kocha polską poezję, mówi, że nasz język jest bardzo poetycki. Propaguje rodaków w Ameryce, organizuje spotkania pod hasłem: jak zakochać się w poezji?
W przedmowie do „Dzikiej wdzięczności” wyjawia, że przed laty duże wrażenie wywarła na nim pierwsza wizyta w Warszawie. Dzielnica, której na imię śmierć. Getto. Poczuł wtedy potrzebę poznania okrutnej rzeczywistości utrwalonej w naszej literaturze. Na początku ciekawość i podziw wzbudziła w nim twórczość Czesława Miłosza i Miłosza Blendy. Następnie wczytywał się w wiersze Aleksandra Wata, Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Różewicza. Poznał wtedy Adama Zagajewskiego, który dzięki niemu otrzymał pracę na uniwersytecie w Teksasie. Zdaniem Hirscha, każdy Polak a poeta szczególnie, powinien obcować z twórczością wymienionych poetów.
Pisze w swoim tomiku: Moim celem stało się dołączenie do nich w ich pełnym rygoru traktowaniu zarówno historii, jak i metafizyki, w ich pragnieniu, żeby, posługując się historią, opiewać ziemskie i pozaziemskie tajemnice.
Dodaje, że każdy poeta ma jakiegoś mistrza. Jak to się dzieje? Gdy się zacznie od Miłosza, przechodzi się do Brodskiego, potem do Achmatowej itd. I się mądrzeje, doświadcza. Obecnie poezję czyta mało ludzi, jest niszowa, ale nadal potrzebna, ponieważ wyraża to, czego nie da się wyrazić w inny sposób, zachowuje to, co znika, „jest poszukiwaniem blasku boskości”.
Słowa Hirscha na temat roli poezji są optymistyczne, nie było przecież żadnej epoki bez pisania wierszy. Ci, którzy są obojętni na reklamy, zalew informacji i na robienie zakupów, a potrafią stanąć przy wierszu, zadumać się na chwilę, lepiej radzą sobie z problemami. Bo poezja niesie radości i smutki, uwrażliwia na język. Kieruje uwagę na to, co nie da się wypowiedzieć w żaden inny sposób. Człowiek staje się bardziej człowiekiem, łatwiej rozumie tajemnice życia.
Tego nam ciągle brak…
Romana Więczaszek