Aleksander Kwiatkowski i Czesława Łachut – nasze spotkanie plenerowe w Grodkowie
lipiec 20, 2012
Czesławę Łachut, poetkę, poznaliśmy na spotkaniu w Grodkowie, zorganizowanym przez Aleksandra Kwiatkowskiego. Ale zanim o poetce, kilka słów o gospodarzu spotkania, który od roku przyjeżdża na spotkania Klubu Literackiego „Brzeg”…
Aleksander życie związał z muzyką, był nauczycielem, prowadził zespoły muzyczne oraz chór Grodkovia. Uprawia różne formy literackie, ale jego ulubioną jest fraszka. Wydał tomik „Mój erotykon”. O tym wszystkim wiedzieliśmy, ale prawdziwy obraz człowieka się poznaje, gdy obserwuje się cząstkę jego codzienności.
Znaleźliśmy się w mieszkaniu, w którym każda rzecz stanowi historię. Są tu pamiątki po przodkach, również ich stare fotografie, różne obrazy, ładne stare przedmioty. Na starym kaflowym piecu podziwiamy „galerię” skrzypiec, niesamowite są dzieje każdego instrumentu.
Oczywiście, Aleksander zagrał kilka utworów, bardzo nastrojowych. Kierował w latach aktywności zawodowej zespołem muzycznym, jego wspomnieniem jest perkusja i inne instrumenty.
– Dyrygując, trzeba umieć więcej od muzyków, trzeba grać na wielu instrumentach. Na których grasz?
– Na wszystkich – rzeczowo odpowiedział nasz kolega. Obok stała harmonia, która rozpoczęła swój krótki występ. Gdy usłyszeliśmy utwory na pianinie, poczuliśmy się jak na koncercie w dawnym salonie. Z kolei piosenki przy akompaniamencie gitary przypomniały nasze młodzieńcze lata, kiedy to gitara była hitem czasów. Aleksandre bisował, bo bardzo podobała nam się piosenka jego własnej kompozycji.
Największa niespodzianka muzyczna miała miejsce godz. 12.00. Z ratusza w Grodkowie rozległ się hejnał. Nie wiedzieliśmy, że ten skromny człowiek jest tak ważny dla Grodkowa! Otóż, hejnał opracował Aleksander Kwiatkowski, na podstawie wstępu do „Marsza Wojskowego” J. Elsnera. Na dodatek naszych emocji, w odstępach kilkuminutowych południe oznajmiły wszystkie ścienne zegary, które kolekcjonuje gospodarz.
W miłym domu, przy salonowo zastawionym stole, z kolorowymi bukietami polnych i ogrodowych kwiatów, czuliśmy się bardzo dobrze, w myśl przysłowia „Gość w dom, Bóg w dom”.
Na spotkaniu królowało także słowo. Wiersze czytała Czesława Łachut, która wydała cztery tomiki. Jest doktorem filologii polskiej, wykłada na Wydziale Pedagogicznym Wyższej Szkoły Humanistyczno – Ekonomicznej w Brzegu, pracowała jako bibliotekarka, ale jej pasją była matematyka. W książce „Wśród przyjaciół” cytowana jest wypowiedź Ryszarda Wojnowicza: „Twórczość Pani Czesławy top zwierciadło ludzkich doznań, uczuć, pragnień, tęsknot, a także spełnień. To cudowna symbioza Natury z otwartym przeznaczeniem. Jej „wnętrzem”. W tym tkwi witalność i siła jej poezji!”.
Trzeba dodać, że wiersze Cz. Łachut są rytmiczne, rymowane, czyta się je swobodnie, przy czym przekazują ważne życiowe treści. W obecnym trudnym, zagonionym świecie, dobrze jest zadumać się na chwilę i przypomnieć sobie proste słowa, o których zapomnieliśmy. Czesława zaprasza do swojego poetyckiego świata: www.czeslawalachut.ugu.pl
Aleksander oprowadzał nas po Grodkowie, wspominając swoje przeszłe lata. W mieście urodził się Józef Elsner nauczyciel Fryderyka Chopina.
Zwiedziliśmy kościół pw św. Michała Archanioła, rynek z ratuszem, widzieliśmy fragmenty dawnego muru z Bramami Ziębicka i Lewińską. – Trzeba do Grodkowa przyjechać powtórnie, żeby dokończyć zwiedzanie – stwierdziliśmy.
W wyjeździe plenerowym klubu uczestniczyli: Kazimiera Kowal, której pasją jest żywe słowo; Danuta Wilgosz miłośniczka literatury i podróży; Stanisław Marszałek,dla którego dzień bez książki jest dniem straconym; i ja autorka artykułu.
Wiersze Czesławy Łachut (wybór R. Więczaszek):
Siła nałogu
Była miłość,
rodzina,
ciepło,
dom.
To już przeszłość.
Jest samotność,
ławka w parku,
na peronie
chłód
i nałóg!
Bez przysięgi,
bez ślubnego papierka,
najwierniejszy,
najmocniejszy.
Potrafi potargać człowieka.
Szczęśliwy,
kto przed nim ucieka.
Warto spojrzeć w chmury…
Ludzkość zna sporo wybitnych rzeźbiarzy.
Podziwiać ich dzieła niejeden marzy:
dotknąć, obejrzeć z bliska czy z daleka,
to uczta dla wrażliwego człowieka!
Kształty zaklęte w trwałym materiale
choć wiekowe, mają się doskonale!
Ale dzieł najwspanialszego rzeźbiarza
nikomu dotknąć dłonią się nie zdarza.
Tylko obejrzeć może je z daleka,
gdyż rzeźba się zmienia, w przestrzeń ucieka.
Stworzona z ulotnych chmurek w błękicie,
lecz tylko dla ciebie tchnięto w nią życie!
Na twoich oczach postać się przetwarza
ręką wiatru – niezwykłego rzeźbiarza!
Patrz: nosek, oczka, czuprynka pudelka –
lekki ruch – z pieska wyrasta modelka…
I ona szybko zmienia się w motyla,
w twarz wiedźmy, kota, paszczę krokodyla…
Jesteś świadkiem aktów reinkarnacji!
Myślisz, a może jest w tym trochę racji?
Tak czy inaczej, znajdź chwilę dla siebie,
by oko cieszyć pięknem rzeźb na niebie,
gdyż trwałość nie jest ich cechą znamienną
ni podziwianie czynnością codzienną!
Przestroga
Chce czy nie, za jego zgodą czy bez zgody
człowiek był, jest i będzie cząstką przyrody.
Zresztą o zdanie nikt go przecież nie pyta,
jego miejsce wśród roślin, zwierząt! I kwita!
Natura dała język, rozum i serce
przecież nie po to, by jak kotlet w panierce
opływał w tłuszczu własnego dobrobytu
(zasługa nie pracy, rozumu, lecz sprytu),
ale by innych dostrzegał wokół siebie,
szanował, wspierał i pomagał w potrzebie,
i nie kpił z tych, którzy dokarmiają ptaki,
pieski, koty, mówiąc: ”to ludzie-głuptaki”!
Zdarzyć się może, że „panierka” odpadnie.
Na własnej skórze pozna, co to być na dnie.
Mru… mru… mru…
Ciche , monotonne mruczenie kota
sprawia, że do życia znów wraca ochota.
Troski, niepokoje bledną, znikają,
przyjemne wspomnienia myśli odwracają
od dnia przeżytego, drobnych przykrości.
Błogi spokój, uśmiech na mej twarzy gości.
A wszystko za sprawą: „ mru… mru… mru…” kota
co śpi na kolanach. Beztroska niecnota!
autorka artykułu: Romana Więczaszek