Jerzy Stasiewicz wspomina śp. Janusza Ireneusza Wójcika w pierwszą rocznicę śmierci
sierpień 12, 2021Jerzy Stasiewicz – Janusz Ireneusz Wójcik
……………………………………………………………….
„138 stron poezji”
Zobacz
Wiersze wybrane na stole
W październiku Janusz
był na moim wieczorze autorskim
138 stron poezji
wszystko co po nim zostało
słowa –
jak kamienny fundament
– na wieki
Tu w kapeluszu
jak żywy
z dyskretnym uśmiechem
Zaraz zabierze głos
Lubiłem tą jego wirtuozerię mowy
przeplataną węgierskim Székesfehérvár
No… cóż powiedzieć
20-25.09.2020
Właściwie wiersz ten, napisany na gorąco – zaraz po śmierci – mógłby posłużyć jako plan szkicu / eseju życia, trochę recenzji twórczości i wielopłaszczyznowego działania Janusza Ireneusza Wójcika. Ale czy w kilku wersach liryka, można pomieścić osobowość tak nadprzeciętną? Wyróżniającą się w tłumie ludzi ciekawych, także wnoszących swoją pracą dorodne grona kultury nie tylko polskiej.
Kto mógł przypuszczać, że w październiku 2019 roku w Nyskim Domu Kultury na moim wieczorze autorskim w ramach salonu widzimy się po raz ostatni. Uśmiechnięty, w eleganckim garniturze pod krawatem jak zawsze. Delektował się kawą. W czasie dyskusji rzucił kilka celnych uwag popartych cytatem / dowodem naukowym. Ubolewał że większość społeczeństwa nie czyta, a poezję czytają tylko jednostki. Zachwycony koncertem saksofonowym Pawła Brzeźnickiego i małą sceną im. Jerzego Kozarzewskiego.
– Jurku w tym miejscu twoje wiersze brzmiały głębią, echem życiodajnej studni, wiatrem niosącym chłód. Mówił to w holu wystawowym – kostiumy sceniczne – przy ogromnej fotografii pięknego wnętrza teatru nyskiego z przełomu wieków XIX i XX. Do którego na przedstawienia przyjeżdżała publiczność dwa razy w tygodniu specjalnymi pociągami z Wrocławia i Opola. Zerkałem dyskretnie po lożach uśpionych w sepii – w takiej scenerii powracają duchy przeszłości – próbując dostrzec malutkiego Maxa Hermana Naisse, skrobiącego w ogromnym sztambuchu dosadną recenzję spektaklu, w którym najjaśniejszą gwiazdą była Leni Gebek. Nadaremnie.