Bogusław Sznajder – poeta z Kruszyny, który widzi inaczej…

maj 10, 2020

W maju 2016 r. poznaliśmy w Klubie Literackim „Brzeg” niezwykłego autora. Stało się tak dzięki brzeskiej miłośniczce książek i recenzentce Iwonie Buczyńskiej. Autor miał białą laskę, wprowadziła go do sali klubu pani Stasia. Spotkanie było dla wszystkich niezapomnianym przeżyciem i uświadomiło nam, że należy szanować piękno życia, a przede wszystkim uczucia i bliską osobę.

W maju 2020 otrzymałam telefon od tego niezwykłego autora. W czasie tak niezwykłym, trudnym, gdy żyjemy w stresie z wielka niewiadomą, Autor nie mówił o strachu i pandemii.  Zaczął rozmowę od wiersza, powiedział go z pamięci, bo „tak jest łatwiej, gdy człowiek nie widzi”. I znów, spotkanie telefoniczne było dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Pomyślcie proszę teraz mocno: czy nie ma koło Was osoby, której trzeba podać rękę, która pragnie być wysłuchana. Może trzeba zapytać, w czym pomóc lub po prostu pospacerować razem i porozmawiać. Rozmowa z osoba, która żyje na świecie inaczej, nasuwa refleksje.

– Ten wiersz dedykuję mojej przyjaciółce Stasi, za jej dobroć, szczerość, cierpliwość i uczciwość. Dziękuję ci Stasiu za wielkie i wrażliwe serce! – powiedział o wspaniałej swojej kobiecie poeta.

Tajemniczym autorem jest BOGUSLAW SZNAJDER z Kruszyny.

Z zawodu technik, dawny pracownik Spółdzielni Inwalidów w Brzegu. Od zawsze lubił słuchać, czytać. Obecnie przede wszystkim słucha, gdyż powodu choroby stracił wzrok (1983r.). Pisanie wyniknęło z samotności, którą mocno poczuł, gdy zmarła mama, a potem ojciec. Ma bardzo dużo wierszy, jest pogodny, zbiera dowcipy. Mówi, że żyje z duszą na ramieniu, ale cieszy się codziennie ze spaceru, z podróży rowerem-tandemem z bliską osobą. Dużo „czyta”, posługując się nowoczesną techniką. Ale najważniejsze, że jego oczami jest miła Stasia. Boguś pozdrawia miłośników słowa, w tym znajomych z Klubu Literackiego „Brzeg” i życzy dużo zdrowia oraz miłości.

WIERSZE BOGUSŁAWA SZNAJDERA

Zagubienie
Gdy mrok pogrążył moje oczy,

Los podarował mi białą laskę,

Żebym z życiowej drogi nie zboczył,

Skazany przecież na jego łaskę.

Czekał mnie inny, nieznany świat.

Daleką drogę przed sobą miałem,

Którą kroczyłem przez wiele lat

I swego miejsca ciągle szukałem.

Kiedy znalazłem się na rozdrożu

Nad sensem życia się zadumałem,

Szukając wyjścia z pomocą bożą,

Na mojej drodze szczęście spotkałem.

Ona mnie z zagubienia wyrwała,

Mająca dobre, wrażliwe serce

Na dalszą drogę rękę podała,

Żebym samotnie nie błądził więcej.

Teraz tą drogą idziemy razem

Wolni od pustki i samotności.

Ona jest światłem i drogowskazem

W moim codziennym świecie szarości.

Cała naprzód
Już imprezy nadszedł czas,

więc komandor daje znak

i ruszamy, ilu nas

na mazurski wodny szlak.

Co niektórzy pietra mają,

spływem bardzo są przejęci,

lecz dyskretnie ukrywają

swój niepokój i napięcie.

Rwie kajaki bystra woda,

zakręt w prawo, zakręt w lewo

i już pierwsza jest przeszkoda.

W poprzek leży wielkie drzewo!

Trzeba szybko reagować,

odpowiedni ruch wykonać.

Głowę do kajaka schować,

by bez szwanku ją pokonać.

Dobry refleks jest wskazany,

gdy kajakarz o tym nie wie,

może spływ mieć nieudany,

zostawiając skalp na drzewie.

Trzeba włożyć wiele trudu

i solidnie machać wiosłem,

kiedy płynie się Rospudą

na kajaku z byle osłem.

Znowu zbliża się przeszkoda,

– wtem rozlega się krzyk Zosi –

gdyż jej kajak bystra woda

na zwalone drzewo znosi.

Usłyszawszy krzyk ratownik,

który z waleczności słynie.

namierzył ją na celownik

i już na ratunek płynie.

Młódka jest zadowolona,

zresztą swoje ma powody.

Lepiej wpaść w jego ramiona,

niż do bystrej zimnej wody.

Oprócz takich niespodzianek,

spływ odbywa się normalnie.

czasem tylko ktoś zaspany,

tu i ówdzie w drzewo walnie.

Jeszcze tylko trzy zakręty

i Rospudę pożegnamy.

Jak to dobrze Boże Święty,

że już ją za sobą mamy.

Chociaż guzów mamy sporo

i obtarte członki ciała,

nie brakuje nam humoru,

bo przygoda to wspaniała.

Smak życia
Choć wszystko widzę w szarym kolorze,
garściami pragnę smak życia brać.
Dzięki Ci za to mój dobry Boże,
że jeszcze tyle możesz mi dać.

Zapach świeżego siana na łące ,
nad brzegiem stawu woń tataraku
i zapach kwiatów w słońcu drzemiących
i kwitnącego w łanach rzepaku.

I tajemniczy szept sennych drzew,
gdy je wiatr wolno do snu kołysze.
I wieczorami słowików śpiew
i czasem nawet kojącą ciszę.

Dzięki raz jeszcze za tyle wrażeń,
jednak tęsknota wciąż dręczy mnie.
Do tej jedynej dziewczyny z marzeń ,
którą spotykam zawsze we śnie.

Idąc przez życie ku przeznaczeniu
o jeszcze jeden proszę Cię gest,
spraw bym nie musiał po przebudzeniu
pytać Cię Boże – gdzie ona jest?

Czy to jest …?
Nie umiem uciszyć swego serca jęków
opętanego mocą Twojego uroku.
Nie umiem od Twych słodkich wdzięków
oderwać swego pazernego wzroku.
Nie umiem myśli swych zatrzymać
oszołomionych czarem Twego głosu.
Z trudem próbuję rękę swą powstrzymać
żeby nie kusić diabelskiego losu.
Gdy moje serce, w chwili uniesienia,
mocno uciska węzeł bezradności,
pozwól mi dotknąć choć skrawek odzienia
i przynieś ulgę niewinnej słabości.
Szukając wyjścia, w cichym zamyśleniu,
czujesz jak po duszy spływa gorzka łza.
Chciałabyś mi pomóc w moim zagubieniu
lecz jesteś bezsilna, tak samo jak ja.
Staruszek zegar cenny czas odlicza,
a ja sobie zadaję pytanie ,
parafrazując słowa wieszcza Mickiewicza,
czy to jest przyjaźń , czy to jest kochanie?

Wiem, że nigdy
Wiem, że nigdy słowa kocham nie usłyszę,

Choć pokornie ręce swe wyciągam do niej.

Ukojenia szukam tylko w nocnej ciszy,

A nadzieja mi pozwala marzyć o niej.

Noc potulna znowu weźmie mnie w ramiona,

Błoga cisza znów przyniesie ulgi łyk.

W środku nocy znowu się pojawi ona,

By uciszyć duszy mojej niemy krzyk.

Zagubiony księżyc pośród gwiazd się kręci,

Pewnie szuka swojej drogi tak jak ja.

Za grzech pierworodny wciąż się modlą święci,

A szalony czas do przodu ciągle gna.

Los przewrotny po bezdrożach ciągle wodzi,

Od lat czekam na zbawienny dobry wiatr,

Który dmuchnie w martwe żagle mojej łodzi

I pomoże mi odnaleźć własny świat.

Taka jesteś
Taka jesteś inna i taka kobieca

Przy Tobie najmilsza chciałbym się oświecać,

Poznawać sekrety Twojej intymności

I być niewolnikiem Twoich namiętności.

Przy Tobie się budzić każdego poranka

I z zazdrością podziwiać oczami kochanka,

Jak promienie słońca w rosie wykąpane,

Pieszczą Twoje ciało do końca nieznane.

Idąc drogą przez mękę, zaślepiony Tobą,

Czasem sobie myślę, czy ja jestem sobą.

Czy w dobrym kierunku podążam przez życie,

Czy bujam w obłokach, jak Dyzio Marzyciel.

Lecz za serca głosem pełnym zaślepienia,

Idę właśnie tą drogą, drogą przeznaczenia.

Rozpalone myśli do Ciebie mnie wiodą,

By ugasić pragnienie z Twego źródła wodą.

Czuję się jak żebrak bez swojej jałmużny,

Jak idący donikąd samotny podróżny.

Skoro mnie skazujesz na takie cierpienie,

Nie pytaj już o nic, reszta jest milczeniem.

Jest taki dom
Jest taki dom pod słońcem, dom spokojnej przystani,

Gdzie przebywają ludzie przez los poniewierani.

Szukając tam wytchnienia, spotykają się stale,

Wylewając przed sobą swoje smutki i żale.

Wśród tych pensjonariuszy jest kilka takich osób,

Które na swoje troski znalazły świetny sposób.

Próbują czerpać radość od swej matki natury,

Czekając niecierpliwie na panią od kultury.

Ta zgrabna blondyneczka, pełna wdzięku, uroku

Podporą jest dla ducha i rozkoszą dla wzroku.

Ma bestia na czym siedzieć, a także czym oddychać,

Gdy jest w polu widzenia, czasem westchnienia słychać.

Wszyscy ją bardzo lubią, szczególnie dwaj panowie.

Jeden stary kawaler, a drugi starszy wdowiec.

Lecz obaj dżentelmeni wielki dylemat mają,

Dyskretnie aż do bólu w tej pani się kochają.

Gdy tylko się pojawi w obcisłym swym odzieniu,

Podchody rozpoczyna cichy wielbiciel Genio.

Ten starszy pan elegant ma jeszcze wzrok sokoli,

Więc może ją podziwiać ze wszystkich stron dowoli.

Największą zaś przyjemność rozmowa z nią mu sprawia,

Gdy w sam środek dekoltu zapuszcza wciąż żurawia.

Młodszy cichy wielbiciel, którego los wyszydził,

Nie może tego robić, bo biedak nic nie widzi.

I zawsze w takiej chwili z bólu zaciska wargi,

Taka to jego dola, tu nie pomogą skargi.

Próbuje się pogodzić z niewdzięcznym swoim losem,

Karmiąc spragnioną duszę jej słodkim, ciepłym głosem.

I tak mijają chwile radosne choć w połowie,

A wszystko to za sprawą miłej pani kaowiec.

Wielka woda
Wreszcie we wsi mamy wodę,

Inwestycja się skończyła

Trochę forsy dali ludzie,

Resztę gmina dołożyła.

Był to przecież kłopot wielki,

Gdy jej w studniach brakowało

I niestety w jednej wodzie

Wiele osób się kąpało.

Gdy rodzina była liczna

Miała problem dosyć trudny,

Bo kto kąpał się ostatni,

Ten i tak był nadal brudny.

Teraz wszyscy mamy frajdę,

Woda leci ekspresowo,

Można kąpać się dowoli

I myć sobie to i owo,

Można książkę czytać w wannie,

Można pływać i nurkować,

Można miłej sąsiadeczce

To i owo wyszorować.

Cóż ja będę mówić więcej,

Jeśli woda leci z kranu,

Jest to dowód, że w Kruszynie

Problem wody rozwiązano.

Trzeba uczcić to imprezą,

By ten fakt przypieczętować,

Trzeba ludziom dobrej woli

Za to dzieło podziękować.

Jesienny pejzaż
Już czas odmienił moją polanę,

Przykrył ją dywan pożółkłych liści.

Jeszcze przez chwilę tu pozostanę

w to jedno miejsce kierując myśli.

Tu wydeptane są moje ścieżki,

tu przychodziłem codziennie w lecie

i podziwiając wdzięki Agnieszki,

zapominałem o całym świecie.

Tutaj z ukrycia się przyglądałem,

kiedy do naga się rozbierała.

Jej pięknym ciałem się zachwycałem,

gdy je w gorącym słońcu kąpała.

Teraz bukowy las już nie śpiewa,

ptaki i świerszcze nie koncertują.

Tylko milczące półnagie drzewa

w jesienny pejzaż się wciąż wpatrują.

Jeszcze ostatni klucz gęsi dzikich

lot swój kieruje do ciepłych  stron.

A przerażone dwa słoneczniki

chowają twarze od głodnych wron.

I tylko nici babiego lata

jaskrawo lśniące w  słońca promieniach,

które wiatr figlarz w gałęzie wplata,

przywodzą na myśl letnie wspomnienia.

……………………………………

Artykuł: Romana Więczaszek – kontakt@klubliterackibrzeg.pl, fb. Romana Więczaszek oraz strona internetowa: www.klubliterackibrzeg.pl