„Słowa jak liście” Romany Więczaszek …według Zbigniewa Kresowatego – Gazeta Kulturalna nr 9 – 2014

wrzesień 18, 2014

Gaz. Kulturalna, nr 9, str. 18. Recenzja Z. Kresowatego o książce R. Więczaszek Słowa jak liścieZbigniew Kresowaty                            

 „OBSYPANA  ZŁOTEM”?

To tytuł pierwszego wiersza, poświęconego następnemu pokoleniu, (czyli wnuczce Mai), tekstu otwierającego zbiór wierszy Romany Więczaszek pt. „Słowa jak liście”, wydanego w Wydawnictwie „Miniatura” w Krakowie 2013 roku. Czwarty to zbiór wierszy, 125 stronicowy, (wyjęty z  pakietu, składającego się z trzech tomików), wydanych razem, otwiera w/w tytuł. Poetka z Brzegu jest z wykształcenia nauczycielką. Swoje zbiory wierszy wydaje cyklicznie, a każdy kolejny jakby komunikuje się z poprzednim, chociaż bywa on o odmiennej semantyce. Zatem to ciąg zdarzeń chwil w odniesieniu do świata otaczającego, w którym dziś tak bardzo wiele się dzieje, co ma bezpośredni wpływ na ludzi zaangażowanych. Tak! – bo jest poeta rejestratorem wydarzeń, choć powściąga słowa przez osobiste doświadczenia, jest takim przędzarzem, gdzieś w ukryciu przewleka przez myśl: sensy wzory na podstawie wyjątkowego bardzo osobistego przeżycia. Jak mi wiadomo, w życiu poetki nastąpiły ostatnio także znaczące zmiany, wysiłki na rzecz najbliższych osób… Wiersz „dla wnuczki Mai” nie bez kozery otwiera ten zbiór, przypuszczalnie ma przemówić kiedyś, tak jak i cały zbiór, do osoby dorosłej z wyobraźnią, która za kilkanaście lat wzbogaci się o inne zupełnie doświadczenie… Bo przecież poeta nie spóźnia się na wiersz – zapisuje tu i teraz, nie opóźnia nawet spojrzenia otaczającemu światu. Określa lub zakreśla, poetka bardzo szeroko pojęciowo wizję jego w wierszu patetycznym (str.7) pt. „Świat”:

(…)
Przychodzić, by słowem

pocieszyć anioły.

A świat się kręci

jak zmartwiony liść,

który nigdy już nie będzie

zielony.

         – Oświadcza poetka, że w odpowiednim dla każdego innym czasie osobno kręci się tajemnica doczesności. Czasem martwi w oderwaniu od gałęzi… Wykonujemy jakieś zadania podszyte wewnętrznym obrotowym nakazem, może kodem DNA lub genami powodowani,  dokańczamy dziejów poprzedników? – A później jeszcze inni nieskoligaceni z przodkami będą się tym światem byłej naszej obecności zajmować się… Śladami w protektorze pójdą, lub na boso, za rysą ostrogi, bo jest co ocalać: drogę, ból, radość, gniew na śmierć… Tyle, że NIGDY nie jest wiadomo, powiem metaforycznie: czy dobrze wyznaczamy azymuty równoleżników i południków do równika niebieskiego spokoju i ciepła na zapiecku Najwyższego…  Rzeczywiście, przyroda podpowiada nam wszystkie moce, daje i zabiera, serwuje wzory i odkrywa za nas zagadki, żeby wciągnąć w jeszcze większe zagadki – tyle, że nie zawsze styka czasu, żeby dobrze przyjrzeć się w lustrze tego świata. Pisze poetka w wierszu pt. Czekanie” (str.15): „listów prawdziwych/ już nie ma/ A przecież każdy list/ jest ocaleniem/”… Dzisiejsze życie nie do zatrzymania, oznaczane esemesami i meilami, błyskawicznie prosto w kosmos biegnie eterem, odbierając zaledwie jakieś skrótowe sygnały, synonimy, niecenzurowane słowa ku kolejnemu wschodowi słońca…lub daje zaledwie mały znak pozdrowienia mijanym potomkom naszym.

– A jeżeli pójdziemy za cytatem Alberta Schweitzera ciągiem dalej za linią istnienia potomnego, za jego impulsem… powstaje wyzwolony wybuch. Schweitzer, alzacki teolog i duchowny luterański, czyli reformator, filozof, organista, muzykolog i lekarz a także noblista pokojowy ( 1952) – którego ideą etyczną (którą starał się praktycznie realizować), było poszanowanie życia, mówi twierdząco tak: „Jestem życiem, które pragnie żyć, pośród życia, które pragnie żyć, konsekwencją tego programu etycznego jest obowiązek ratowania życia i łagodzenia cierpienia…” Głosił też, że „cześć dla życia wymaga od człowieka szacunku, nie tylko wobec ludzi, ale także wobec zwierząt, a nawet roślin…” zakazując ich bezmyślnego niszczenia. Będąc też czynnym zdecydowanym pacyfistą, po II wojnie angażował się w ruch przeciwko wyścigowi zbrojeń – Wyznawał on także, że: „w życiu każdego człowieka w pewnym momencie gaśnie wewnętrzny ogień. Następnie wybucha płomieniem dzięki spotkaniu z inną istotą…”

 – Takich spotkań i rozważań brakuje dziś każdemu, a także poecie, który nie spóźnia się na wiersz, tych spotkań i rozważań prawdziwych i rzetelnych słów, treściwych – a czasem wystarczy tylko z sobą pomilczeć, właśnie z tą wiedzą… Wiersze zawarte w tym tomiku potwierdzają podobne myślenie poetki – mówią o prawach nie tylko natury, ale ducha… Kontynuuje autorka tomiku, w tym samym wierszu pt. „Nadzieja” (str.47)… „Niewątpliwie dlatego/ że chodzi o spotkanie człowieka/ przy którym płomień/…” – Poetka odnajduje swoje życie w innym wierszu pt. „Zwierzenia muchy  uwięzionej między szybami” (str. 67) i dopowiada tak: „W moim szklanym domu/ dwa światy/ Jeden to niebo/ co stroi się nieustannie/ po czym daje tym na dole/ prezenty/…/

 – W jednym świecie kilka światów nakłada się i porywa nam myśli, kilka bytów i wiele stworzeń – wszyscy powinni egzystować w harmonii i czasem żyją obok siebie w jakiejś sztucznej symbiozie – mało tego, dziś nie wszyscy jednakowo zauważamy takie zależności bytowania. Brak nam odwagi ku poszanowaniu siebie, a częściej dla naszego bliźniego lub krewnego człowieka, a co dopiero najzwyklejszej uwagi dla muchy uwięzionej za przeźroczem, muchy poczytywanej za zło. A dodaje autorka tomiku w tym samym wierszu:
(…)
Lubię moje światy,

lecz wolności mi trzeba,

jak biednym ludziom

nieba.

                   – Czyżby poetka głosiła, że nie ma osobistej wolności, dusi się z braku należnego tlenu? – Trudno tak kojarzyć te słowa, ale to dużo znaczy. Mówi przecież z autopsji i czasem za nas wszystkich.

Wszystko mamy absolutnie – tylko brak jest zawsze tej prawdziwej wolności. Ale odwróćmy to spostrzeżenie podszewką do góry – czy nie jest tak, że niczego nam nie brak, otoczeni jesteśmy graciarnią rzeczy i spraw (pisanie o rzeczach to rozpacz dla twórcy…), to właśnie wtedy brak nam jest tego, co najważniejsze. Dobrze, że autorka tekstu porusza sprawę ślepej egzystencji lub dzikiej, rozpychającej się łokciami… Przechodzi do odmiennych refleksji bardzo osobistych i cieszy się z osobna uroczyskiem chwil. Wiersz pt. „Lubię czytać” (str.76)  mówi o dziwieniu się. Zaiste, jakże mało dziś ludzi… poetów dziwiących się urokiem życia, bytem rozkoszy, zawsze nam mało daleko i mało czasu do szczęścia.

Myślałam wczoraj,

że już wiem.

Dziś zobaczyłam

Nowy świat

Tram, gdzie są twoje oczy

(podejrzałam w tajemnicy).

Nie oszukuj,

bo je czytam codziennie,

gdy zaczynają śpiewać ptaki.

       – Poczynię tutaj małą dygresję: Kiedyś w rozmowie z Czesławem Niemenem, którego poznałem, czasem spotykałem się z nim na zapleczu przed koncertami (a namawiałem Go ongiś na „rozmowę artystyczną do swej książki Między logos a mythos”) usłyszałem takie oto słowa: „Wiesz Zbigniewie, bardzo mnie zadziwia ten świat… cud życia… głębia duszy – to jest studnia z echem, a nikt tego nie widzi” – Dopowiedziałem: Czesławie dobrze, że taki jesteś … nierozumiany i jedyny, bo to prawdziwość poety dziwić się i śpiewać o tym, poeta mówi jak ptak – nikt go nie zauważa . – Tak! – uśmiechnął się tajemniczo. Twierdzę dalej: że jeszcze tylko ptak mówi… I powtórzę – tylko prawdziwych poetów jeszcze coś zadziwia. Doprawdy, dziś to bardzo rzadkie zjawisko zadziwić się i spisywać te refleksje… hmmm, słyszeć śpiew ptaków. Jakże mało dziś tego semantycznego „pierwotniaka” w dzisiejszej poezji, przeszła ona w stan wyszkieletowanej prozy, a czasem, (co tu dużo mówić) w stan szumnego śmietnikowego bełkotu. Sztuka i nawet literatura w niej, dziś przeładowana jest fast – foudami, brzydota i braki godności dla człowieczeństwa, o ile jeszcze takie istnieje… A zapytać by kogokolwiek, zwłaszcza młodego człeka: co to jest wstyd? – pyta podrastająca córka ojca… a ojciec milczy, bo też nie wie.

  „Jedność” to tytuł wiersza (str. 98) 

 W podświadomości

jest przestrzeń

podzielona rozumnie

na przeszłe lata.

Są  obrazy przeżyć

 w złotych  ramkach.

Pomiędzy  nimi wędruje

dusza
(…)

Jakże ważne to, co kierunkuje i naprowadza jak kompas na drogę w tunelu – Dusza! – „takie światełko jak lizak” dla wnuczki, dodaje poetka. A stąd bierze się wiara, w nowe życie, które obejmuje także turpizm śmierci i goryczy. Nie należy się obrażać na śmierć, śpiewa dziś wyraźnie, głośno i Perfekt – cyjnie doświadczony artysta. Ale jemu chodzi o naturalną śmierć – a nie tą nagłą lub zapotrzebowaną np. na wojnę krymską. Dziś w niecodziennej kulturze śmierci podchodzimy do tego zjawiska raczej rozumnie (?) – Ale przecież natura każe się nam podświadomie buntować…obecnie jednak wiele osób podchodzi do tego z jakimś stoickim spokojem, mając czasem dość tych ciekawych czasów? – a może dlatego coś nas trzyma, bo wierzymy jednak w tzw. „niebo” – choć czasem wyśmiewamy to jako naiwność lub infantylność. Ale wiemy dobrze bez wyjątku, każdy wierzy – inaczej by nie żył – odebrałby sobie ten czar życia w perfidny sposób, ale do tego potrzeba jeszcze odwagi. – Czy nie lepiej przedsięwziąć jakieś katharsis? – Natomiast poetka dopowiada dalej tak:

(…)
Gdyby nie było nieba,

co jest pełnią życia z Bogiem,

czułabym się zagubiona.
(…)

Reasumując: wiersze Romany Więczaszek, pomieszczone w tomiku pt. „Słowa jak liście”, są chyba takim katharsis na dzisiejsze, czasem zdziwaczałe od prędkości życie. Są takim odświeżaczem (?) myśli i semantycznych pojęć dla osób, które często ślepo poszukują w mrokach. Czasem wstydzą się podejmować tematy w sferze godności. Ale poeci i pisarze pewnie sprawnie piszą o tym, w czym egzystują – bywa, że uwikłani są w zwidy i omamy, w halucynacje… i delirium, piszący zaangażowani podświadomie w różne subkultury, w większą dozą profanum, a jeżeli kiedyś pisano. Trzeba też zauważyć, że poetka podświadomie i jawnie, w swoim własnym godle duchowym, nosi symbol brzozy – ale to już jest dalsze opowiadanie na inny tomik, być może powstanie i taki, tylko o tej jedynej rodowej brzozie. Tymczasem już na zakończenie przytoczmy wiersz pt. „Z kroniki rodu” ( str.107):

Jestem brzozą…

 
Pachnę najładniej,

gdy odchylam

rąbek wiersza.

Spomiędzy liści

tryskają promienie.

 

Jestem,

gdy się przytulasz

do wiotkich gałązek,
(…)

– Ileż to przytulonych do siebie brzozowych krzyży – cała historia XIX i XX wieku jak łany usłane nimi. Dziś brzoza to westchnienie i wytchnienie, gdy tylko głowę przyłożyć do pnia dla żywych, sok dla spragnionych leśnych, miejsce na korze dla zapisu magicznego słowa. Refleksyjne wiersze Romany Więczaszek odwołują nas także do wielu przeszłości, a szczególnie jej osobistej, bo jest poeta na pewno, zawsze to mówię, sumieniem bodaj jednej rodziny, ale jest! – bywa. Natomiast zarówno „Obsypana złotem” to wiersz dla najmłodszej ukochanej latorośli Mai i wiersz kończący zbiór pt. „Kartka z podróży” (str. 108),  to spadkobiercy twórczości i wiedzy najbliżsi dla poetki. Zatem te wiersze niech będą też pokłosiem dedykacji, bo iście dużo ich w tych wierszach. Zachęcam na nowe katharsis.

——————————————————————————————-

Romana Więczaszek, Słowa jak liście, „Miniatura” – Kraków, 2013, ilustracje Barbara Malinowska, ISBN 978-83-7606-530-4.