U żródeł Charlotty – Jedlinka, Jedlina Zdrój, Głuszyca, Wałbrzych – wrzesień 2012
wrzesień 22, 2012W Zespole Pałacowo – Parkowym Jedlinka, blisko Jedliny Zdroju k/ Wałbrzycha uczestniczyłam w niecodziennym wydarzeniu. Był to Festiwal ciasta i wina, pt. „ U źródeł Charlotty”. Tytuł imprezy to jednocześnie nowa piękna książka, a właściwie album autorstwa Stanisława Michalika. Pozycję wydano dzięki staraniom Stowarzyszenia Miłośników Jedliny – Zdroju we współpracy z Zespołem Pałacowym „Jedlinka” i Urzędem Miasta Jedlina – Zdrój.
Mam przyjemność być właścicielką tej książki i to z miłą dedykacją S. Michalika, który nie zapomina o Brzegu, promuje twórczość autorów Klubu Literackiego „Brzeg” i moją – jako poetki rodem z Głuszycy. Możemy się pochwalić, że był uczniem Liceum Pedagogicznego w Brzegu.
Poniżej wydruk artykułu S. Michalika z jego blogu, na który serdecznie zapraszam. Na nim moc wiadomości o regionie, ukwieconych poezją, fotografiami i ciekawostkami.
Kim była Charlotta? Otóż, żoną Hansa Christopha von Seher Thossa, właściciela pałacu, założycielką uzdrowiska Jedlina Zdrój, miłośniczką dobrego wina i wspaniałych ciast..
Obecni gospodarze pałacu prowadzą w dalszym ciągu prace renowacyjne. Wspólnie z dyrektorem dr Dariuszem Woźnickim – historykiem i znawcą heraldyki, kontynuują badania dokumentujące historię pałacu i Jedliny – Zdroju.
Przy okazji pobytu w Jedlinie i Wałbrzychu miałam spotkanie z moją byłą wychowawczynią z II LO Krystyną Jurkiewicz. Obie jesteśmy dumne, że uczeń LO, obecnie ksiądz dr Stefan Regmunt biskup diecezjalny zielonogórsko – gorzowski został Honorowym Obywatelem Miasta Jedliny – Zdrój w r. 2004.
Gdy weszłam na dziedziniec pałacowy, pełen ludzi i muzyki, ucieszyłam się, że całkiem niedawno rozsypujący się zabytek, straszący zniszczeniami, widzę teraz pięknie odnowiony. Wewnątrz można podziwiać odrestaurowane komnaty i dużo eksponatów, cudem zdobywanych dla muzeum. Wiele już w swoim życiu przeszłam sal, pałaców z przewodnikami, ale tak jak w Jedlince – jeszcze nigdy!
Organizatorzy przygotowali się dla publiczności aktorsko. Byli ubrani w stroje z epoki, grali role dawnych właścicieli, opowiadając o swoim życiu. W każdej komnacie czekała na zwiedzajacych jakaś niespodzianka, a w lochach…inscenizacja walki i prawdziwe strzały, które z hukiem i dymem zasnuły piwnice.
Pałac był obiektem militarnym ukrytym pod kryptonimem „Willa Erika” i od 1943 roku był siedzibą sztabu organizacji TODT, która budowała podziemne miasto RIESE w Górach Sowich.
Nieopodal pałacu znajduje się jest piękny hotel. Można również nocować w licznych pensjonatach, które co rusz powstają w okolicy. Znajdują się tu ładne trasy turystyczne oraz niezwykłe Podziemne Miasto w Osówce i w Walimiu.
W przeddzień imprezy w Jedlince Stanisław Michalik, były burmistrz Głuszycy, pracownik oświaty, dziennikarz i historyk, zorganizował mnie i Markowi Juszczakowi, poecie z Głuszycy, mieszkającemu w Knurowie na Śląsku, wieczór autorski połączony z koncertem muzyki irlandzkiej. Współorganizatorem spotkania było Centrum Kultury w Głuszycy, w tym miłe panie z biblioteki. Więcej na stronie http://ckmbp.gluszyca.pl/
Wzruszające dla nas było dzielenie słowem z mieszkańcami miasteczka, ze znajomymi i z młodzieżą miejscowych szkół. W księgarni zostawiliśmy nasze tomiki, z nadzieją, że turyści i mieszkańcy zechcą je mieć na pamiątkę.
Za wiele serdeczności wszystkim organizatorom gorąco dziękujemy i mówimy „do zobaczenia”!
Napisała: Romana Więczaszek (z rodziny Duda)
P>S. Zdjęcia ze zbiorów Romany W.
„Na gorąco” – 17.09.2012, wpis Stanisława Michalika na: http://tujestmojdom.blogspot.com/
//„Jeszcze w uszach mam te dzwony”, chciałoby się zawołać słowami poety. Brzmią one mocno, boć to przecież zaledwie kilka godzin temu miała miejsce impreza promocyjna pałacu w Jedlince i mojej książki. Słyszę pogłos muzyki i gwar tanecznych par, mam w oczach błyskające ponad murami rozświetlonego pałacu różnokolorowe fajerwerki. W ten sposób przy zapadającym zmroku pokazem ogni sztucznych kończył się jedliński festyn, nazwany tak samo jak książka „U źródeł Charlotty”.
Pomysł festynu na dziedzińcu pałacu w Jedlince, który był domem mieszkalnym Charlotty Maximiliany von Seher-Thoss, żony Johanna Christopha von Seher-Thossa, uznawanej za inicjatorkę i patronkę idei wykorzystania odkrytych w górnej części Tannhausen (ówczesnej Jedlinki) źródeł mineralnych do celów leczniczych, okazał się niezwykle trafny. To co miało miejsce w pierwszej połowie XVIII wieku, a więc budowa stylowej pijalni, łazienek i domu zdrojowego było początkiem rozbudowy osiedla, które stało się po pewnym czasie słynącym w Rzeszy uzdrowiskiem o nazwie Charlottenbrunn, od imienia jego założycielki.
To ze wszech miar mądra inicjatywa władz miejskich Jedliny-Zdroju by z przeszłości czerpać wzory i wydobywać to co było miastotwórcze, co warte jest naśladowania. Nie da się zamknąć oczu na fakt, że przez kilka wieków gospodarzami tych ziem byli Niemcy i oni byli spiritus movens ich rozwoju. Jedną z osób z przeszłości godnych szacunku i uznania jest właśnie Charlotta. Na jej cześć podobne jak wczorajszy festyn będą się odbywać w pałacu coroczne imprezy promocyjne. Nic więc dziwnego, że jedlińskie święto zaszczyciła swą obecnością rodzina Bőhmów, ostatnich właścicieli pałacu przed wybuchem II wojny światowej, na czele z honorowym obywatelem miasta Jedlina-Zdrój, Gűnterem Bőhmem. Byli oni jednymi z pierwszych w kolejce po autograf w mojej książce. Przyjęli ją z ogromnym zadowoleniem.
Jednym z istotnych warunków udanej imprezy plenerowej jest pogoda. Udało się organizatorom trafić w dziesiątkę. Po południu wczorajszej niedzieli co rusz słońce odsłaniało swe promienne oblicze. Mogło się więc wszystko odbywać zgodnie z planem. Dziedziniec pałacowy wypełniły wiaty z małą gastronomią, wyrobami rzemiosła artystycznego, wydawnictwami promocyjnymi. Dzieci mogły skorzystać z dmuchanych pontonów i przejażdżek na kucyku. Przewodnicy turystyczni oprowadzali chętnych po pałacu, gdzie zgromadzono pamiątki muzealne, stare księgi, obrazy, inkunabuły. Na małej estradzie grała orkiestra, a doniosłą atmosferę potęgował prowadzący festyn z werwą i zapałem dziennikarz wałbrzyski Mateusz Mykytyszyn.
Jest rzeczą zrozumiałą, że na takiej imprezie najważniejszą okazała się nowa książka, wydana przez Stowarzyszenie Miłośników Jedliny-Zdroju będąca czymś w rodzaju albumu, bo wypełniona mnóstwem znakomitych fotografii z przeszłości i współczesności miasta. To książka „U źródeł Charlotty”, na której wydanie czekałem w napięciu, dzieło wyrosłe z potrzeby serca, bo Jedlina-Zdrój jest moim drugim domem. W tym mieście przepracowałem w szkolnictwie 19 lat, a na koniec mojej kariery zawodowej powróciłem jeszcze do Jedliny-Zdroju na ponad 2 lata jako dyrektor Centrum Kultury. Mogę więc powiedzieć, że książka wyrosła z wiedzy o mieście zaczerpniętej z książek, ale i z autopsji. Jest też wyrazem emocjonalnego stosunku do miasta, do którego powracam zawsze z zachwytem i wzruszeniem. Napisałem o tym w „posłowiu” tej książki, a materialnym potwierdzeniem jest nie tylko jej treść, ale także zamieszczony na samym początku mój wiersz o Jedlinie. Tyle samo serca i trudu włożył w jej wydanie Prezes Stowarzyszenia, Roman Wysocki, bo zgromadzenie i dobór fotografii, to jego dzieło. Książka jest też kolejną pozytywną wizytówką wałbrzyskiej drukarni „POLDRUK” Józefa Grzywy i Marka Kawki.
Byłem więc „gwiazdą” wczorajszego popołudnia na pałacowym dziedzińcu i napracowałem się solidnie, bo książka znalazła wielu nabywców, którzy stali cierpliwie w kolejce po pamiątkowy autograf jej autora.
Mam nadzieję, że książka spełni oczekiwania Czytelników, a niewątpliwie wypełniła lukę w poznaniu historii miasta, a także jego współczesności”.//
Autor artykułu na blogu: Stanisław Michalik