Brzeskie Centrum Kultury – „Arszenik i stare koronki” – premiera – kwiecień 2012
kwiecień 25, 2012
Teatr Dnia Niepowszedniego, działający w BCK pod kierunkiem Doroty Herman postanowił sięgnąć do legendy. Przygotował uwspółcześnioną wersję sztuki słynnego amerykańskiego dramaturga Josepha Kesselringa – „Arszenik i stare koronki”, premiera (dwa przedstawienia) przy pełnej widowni odbyła się w kwietniu. Trzeba było mocno postarać się o zaproszenie, a w większości widzami byli młodzi ludzie, co bardzo cieszy.
Sztuka była przebojem na Broadwayu w latach 40, na jej podstawie Frank Capra stworzył film z Garym Grantem w roli głównej. W Polsce „Arszenik i stare koronki” zostały pokazane w Teatrze Kobra (1975) w reżyserii Macieja Englerta ze znakomitymi rolami Ireny Kwiatkowskiej, Barbary Ludwiżanki, Wiesława Michnikowskiego i wielu ówczesnych gwiazd. Jest to dzieło z gatunku czarnej komedii, w której żart nie ma granic.
Nasz brzeski spektakl powstał dzięki Zuzannie Bartczak, która zaproponowała sięgnięcie po ten tekst oraz Dorocie Herman, która zadeklarowała swą merytoryczną pomoc w realizacji projektu. D. Herman mówi, że głównym motywem dla całego zespołu było pragnienie zrobienia czegoś wspólnie. Poza tym, na warsztaty chodziło bardzo dużo osób i problemem stało się znalezienie tekstu, który dawałby aktorom możliwość pokazania sporego wachlarza możliwości, jakimi dysponują. Dodatkowo dało się zaobserwować, że w zespole wiele osób ma talent komiczny. Szkoda marnować taki potencjał. – Pomysł Zuzanny okazał się strzałem w dziesiątkę! – przyznaje z radością instruktorka.
– Zuzia pisząc scenariusz, starała się przemycać współczesne spojrzenie na świat, za pomocą obrazu świata, którego już nie ma. Zdecydowałyśmy, że sztukę trzeba skrócić i stąd komentarze z off-u. Zasadnicza akcja i wiele zabawnych tekstów, to dzieło autora, bo „Arszenik…” ,to „sztuka dobrze skrojona”, więc nie wymaga wielu poprawek. W ostatniej fazie prób niektórzy aktorzy sami proponowali własne wstawki do oryginalnego tekstu – wyjaśnia D. Herman.
Kurtyna poszła w górę. Znaleźliśmy się w starym teatrze, wśród stylowych mebli, koronek, przy ładnej zastawie stołowej. Poznajemy siostry Brewster (Ewelina Grzywniak, Małgorzata Bubak), przebywające w przytulnym salonie.
Są tak urocze i miłe, że każdy widz chętnie by się napił z nimi herbaty, a może i porzeczkowego wina. Zacne kobiety opiekują się chorym psychicznie kuzynem – Teddy (Adrian Czerkawski) jest „Napoleonem Bonaparte” i mimo że gra go poważnie, rozbawia publiczność za każdym razem.
Od momentu poznania wodza śmiech publiczności jest nieodłącznym sposobem reakcji. Magia teatru działa niesamowicie, salwy śmiechu wybuchają nawet wtedy, gdy dowiadujemy się, że w piwnicy jest…13 trupów, może jednak 12 – trwa licytacja. Cioteczki zabijają z dobrego serca, żeby ulżyć każdemu człowiekowi, który czuje się nieszczęśliwy, przy czym należy podkreślić, grę komediową opanowały do perfekcji. Czasem są zbyt teatralne, ale przecież same się denerwują dziwną sytuacją. Do morderstw używają wina zaprawionego arszenikiem.
Ułomność psychiczna Teddego jest przez nie wykorzystywana, ma on sw piwnicy pecjalną misję, bo przecież panuje żółta febra….(brrr).
Siostry odwiedza Mortimer (Damian Zuzek), zagorzały przeciwnik małżeństwa, który jednak postanawia ożenić się ze słodką Heleną (Anna Ruszała, Aleksandra Bandrowska). Utalentowany aktorsko odtwórca roli Mortimera gra sugestywnie, budzi współczucie. Dlaczego? Przecież tylko on jeden jest „normalny”, pokazany obok bardzo przerysowanych postaci, porusza się w świecie oszalałym do granic. Może my, widzowie, czujemy się czasami podobnie, gdy jesteśmy w środku współczesnego chaosu?
Nie ma czasu na myślenie, gdyż akcja nabiera tempa, sytuacja zaczyna być jeszcze bardziej absurdalna. Do rodzinnego domu wraca brat Mortimera, Jonathan (Paweł Zawada), psychopatyczny morderca. W domu Brewsterów jest coraz więcej ludzi, akcja dzieje się w jednym miejscu, ale nie jest nudno. Im więcej absurdu, tym większe oklaski dla wykonawców. Przekomiczne są dialogi, można podziwiać młodych wykonawców za pamięć i umiejętność improwizacji (o których zdradziła mi tajemnicę jedna z policjantek, w sekrecie). Horror został wzmocniony przez akcje zgrabnych policjantek, kierowanych przez Magdalenę Zawadzką, granych przez Paulinę Żytkowską, Angelikę Dąbrowską/Aleksandrę Biss, Paulinę Colard/Weronikę Kądziel.
W sztuce zagrali ponadto: doktor – Artur Ruszała, pastor – Krystian Bernacki, posterunkowy – Tomasz Litwiński, dyrektor – Daria Puskarz/Żaneta Stępień, pan Hoskins – Marcin Kowalczyk i cudzoziemiec – Marek Cichowski.
Do czego to wszystko doprowadzi? Trzeba koniecznie spektakl obejrzeć, do czego ciepło zachęcam, tym bardziej, że posiada także głębsze przesłanie. O tym mówi D. Herman:
– Młodzi ludzie mają największy dystans do śmierci. Z wiekiem to spojrzenie często się zmienia. Nie znaczy to, że młodzież nie rozumie istoty tego momentu w życiu człowieka. Czasem śmiech jest jedyną obroną przed szaleństwem i zakłamaniem tego świata. Kostium bardzo pomagał w grze. Przez moment wszyscy czuliśmy się jak w starym teatrze czy starym kinie. Tęsknota za minionymi czasami i energia młodości, rozświetlona światłem reflektorów dała widzom to, czego często szukają w teatrze – dobrą zabawę.
BCK zaprasza na spektakl 19 maja (sobota)
o godz. 16.00 i 18.00
Napisała: Romana Więczaszek