Konkurs Literacki „O Brzeskie Pióro 2010” – I nagroda opublikowana!
wrzesień 18, 2010Agata Siciak PG 2 Brzeg, I nagroda w kategorii opowiadanie.
Gazeta Brzeska- nr 17, 8 września 2010, str. 11
Świąteczna przesyłka
Zbliżała się Wielkanoc. W skrzynce pocztowej wśród kolorowych świątecznych kartek znalazłam list, który przykuł moją uwagę. Biała koperta i niespotykany stempel pocztowy. Przyjrzałam się dokładniej, próbując odczytać nazwę miejscowości, z której list został nadany. Niestety, nie potrafiłam tego zrobić. Domyśliłam się jednak, że przesyłkę nadano za naszą wschodnią granicą. Moje zdziwienie rosło z każdą chwilą. Nie mamy przecież żadnej rodziny ani znajomych, którzy przebywaliby na tych terenach. I do tego ta tak dziwnie zaadresowana koperta: „Lokatorzy mieszkania nr 5 w bloku nr 10 przy ulicy …”. Nadawca najwyraźniej nie znał naszego nazwiska, a jedynie adres pocztowy. Coraz bardziej zaintrygowana, przeskakując po dwa stopnie naraz, pobiegłam do mieszkania, aby jak najszybciej pokazać mamie tę dziwną przesyłkę. Mama obejrzała kopertę z uwagą i bez słowa ją otworzyła. Potem jej wzrok pomału przebiegał po równo i starannie zapisanych stronicach. Czasami zatrzymywał się dłużej na jakimś zdaniu, a wtedy na jej ustach pojawiał się melancholijny uśmiech, oczy stawały się… jakieś dziwne i rozmarzone. Dawno takich u niej nie widziałam. Niecierpliwie czekałam, aż skończy czytać i wyjaśni mi tę zagadkę. Po dłuższej chwili mama położyła list na stole, milczała. Potem wyraźnie wzruszona powiedziała: „To jak powrót do mojej młodości”.
Okazało się, że list napisała jej rówieśniczka, która w czasach stacjonowania w Brzegu wojsk radzieckich mieszkała ze swoimi rodzicami i rodzeństwem właśnie w naszym mieszkaniu. Jej ojciec był radzieckim oficerem, mama pracowała w sklepie na osiedlu w Skarbimierzu, a ona sama uczyła się w szkole, gdzie obecnie mieści się II Liceum Ogólnokształcące.
Opisywała nasze podwórko, takie jakie pamiętała z czasów swojego dzieciństwa. Dziwne…, ale jej opis niewiele odbiegał od teraźniejszości. Tak ciepło i z tęsknotą wspominała spacery po brzeskim parku. Pytała nawet, czy po stawie dalej pływają dzikie kaczki… Pisała, że pamięta piękny rynek, ratusz, zamek, a nawet brzeskie kino „Słońce”. Często tam bowiem chodziła ze swoim chłopakiem na filmowe seanse. Wspominała swoje przyjaźnie z Polakami. Zapytała nawet o mieszkańców sąsiedniej kamienicy, nazwiska niektórych dobrze jeszcze pamiętała. List był długi i jakby dwuczęściowy. Najpierw nostalgiczne wzruszające wspomnienia, potem lekkie, zabawne opisy zachowanych w pamięci zdarzeń, a dalej streszczenie losów rodziny po wyjeździe z naszego miasta. Krótkie, ale pisane w jakże odmiennym stylu, językiem chłodnym, oschłym, jakby z lekką pretensją do kogoś, kto przed wielu laty nakazał opuścić to rodzinne, również dla niej, miasto.
Prosiła o niepozostawienie jej listu bez odpowiedzi, bo to dla niej bardzo ważne.
Patrząc na mamę, odniosłam nieodparte wrażenie, że dla niej ten list jest równie ważny.
Ale dlaczego? Przecież tak naprawdę wcale się nie znały, a ich dalsze życie toczyło się w zupełnie innych warunkach, krajach, systemach politycznych. Spytałam o to mamę, a ona po dłuższym namyśle odpowiedziała: „Córuś, tęsknię tak samo jak ona”. Jeszcze bardziej zdziwiona spytałam: „Za czym tu można tęsknić?”.
Znałam przecież te opowieści o pustych sklepowych półkach, biedzie, szarości, beznadziei, a także niespokojnych czasach stanu wojennego. A moja prawie czterdziestoletnia mama z oczami rozmarzonymi i błyszczącymi, jak u młodej dziewczyny, zacytowała za pisarzem – romantykiem Zygmuntem Krasińskim: „Młodość, mistrzu, jest rzeźbiarką,
Co wykuwa żywot cały,
Choć przeminie sama szparko,
Cios jej dłuta wiecznotrwały”. („Do Kajetana Koźmiana”)
Zamyśliłam się nad tymi słowami, doszukując się w nich ważnej również i dla mnie prawdy. Przecież i ja, piętnastoletnia dziewczyna, spaceruję alejkami brzeskiego parku, podziwiam rynek, ratusz, zamek… Tak jak kiedyś moja mama i ta zupełnie mi nieznana kobieta z obcego kraju, która jakoś teraz wydaje się być bardziej bliska i znajoma. Wprawdzie kino „Słońce” nie wyświetla już filmów, ale jego budynek nadal przecież istnieje, po ulicach nie jeżdżą już samochody wojskowe, a wiosennej ciszy nie burzy straszny hałas samolotów, które budziły taki lęk wśród brzeżan. W mieście nie widuje się obcych wojsk, życie płynie swoim powolnym, miarowym rytmem.
Mama oczywiście spełniła prośbę nadawczyni listu.
W świąteczny wielkanocny wieczór usiadła z kubkiem swojej ulubionej kawy, w świetle lampy rozłożyła arkusz listowego papieru, pachnącego lawendą i zaczęła pisać.
Z podziwem patrzyłam, z jaką łatwością i szybkością zapełniała kolejne kartki swoim drobnym, starannym pismem. A jej oczy… tak błyszczały… I były jakoś tak dziwnie podobne do moich…
Mamo, aby nigdy Twoje oczy nie straciły tego blasku…
autor: Agata Siciak